wtorek, 27 października 2009

Wieczór w „La Cagouille”

Za oknami szary, wilgotny zmrok jesiennego popołudnia wtłaczał się cicho w zakamarki miasta. W sypialni na półpiętrze obszernego, starego domu, który pamiętał jeszcze pierwszą dekadę dwudziestego wieku, na powierzchni wyłożonej parkietem, między oknem a drzwiami, stała przy ścianie wysoka, dębowa szafa, ozdobiona w górze staromodnym gzymsem. W środkowym skrzydle wiekowej szafy, która towarzyszyła kobietom z jej rodziny od pokoleń, widniało duże, kryształowe lustro.
Tego jesiennego popołudnia Aura długo rozmawiała ze swoim odbiciem w lustrze; w zasadzie rozmawiała z kobietą po drugiej stronie tafli często, każdego dnia, kiedy posyłała jej poranny uśmiech, muskała delikatnie na dobranoc. Raz w roku jednak, spotykała się ze sobą w lustrze w sposób szczególny, uroczysty, bardzo intymny. Dotknęła opuszkami palców chłodnej powierzchni szkła, a kobieta po drugiej stronie czym prędzej odwzajemniła ten dotyk uśmiechając się do niej zielonymi jak agat żmijowy, oczami.
- Pamiętasz wieczory, kiedy przytulałam się do ciebie i zanosząc się płaczem prosiłam, żebyś mnie zabrała ze sobą na twoją stronę lustra? Pamiętasz, kiedy samą siebie musiałam prawie przybijać do ściany, bo nie wiedziałam, co się ze mną dzieje i tak rozkrzyżowane stałyśmy godzinami i patrzyłyśmy na siebie, aż nasze ramiona zaczynały omdlewać…? Pamiętasz, jak wyciągałam z wnętrza szafy okrągłe pudło ze zdjęciami, przewiązane szafirową wstążką w białe kropki… Siadałam na podłodze, na wprost ciebie i wpatrywałyśmy się w twarz na zdjęciach z pudełka; wpatrywałyśmy się tak długo, aż w końcu rysy na fotografii zlewały się w jednolitą szarą plamę, a ja mówiłam do ciebie, że nic już nie czuję, nic nie pamiętam. Jak wiele razy oglądałaś moje nagie ciało, zmęczoną twarz, pogryziony kark, zadrapania na plecach i udach, pręgi od pejcza w dole pleców; stygmaty bólu, które pielęgnowałam długo. Niespokojnie wyczekiwałam wsłuchując się w każdy krok za oknem, a ty warczałaś wściekle razem ze mną na każdego mężczyznę, którego wykorzystawszy, wyrzucałam za drzwi. * Widziałam twoje głodne, stęsknione spojrzenie w moich oczach. Strach. Samotny płacz. Część ciebie umierała we mnie. Nikłam, a wraz ze mną nikłaś ty- moja lustrzana siostra.
Od tego czasu minęło jednak piętnaście lat, Auro. Nie przychodzę już do ciebie płakać z żalu samotności i rozrywającego bólu. Dziś jest ten wyjątkowo ważny, niewiarygodnie uroczysty, jedyny w swoim rodzaju dzień. Od piętnastu lat, 17 listopada obojętnie, czy jest chmurno, ponuro, wietrznie czy siąpi mżawka albo blado świeci słońce, wstaję rano w radosnym nastroju. Auro, dziś jest piętnasta rocznica ślubu z Janem. Nasz czas, który nie przemija, on trwa i jest wciąż pobudzający, rozkoszny, zdumiewający.- Pochyliła się ku zielonym oczom w lustrzanej tafli i złożyła na tamtych ustach czuły, słodki pocałunek. W agatowych źrenicach migotały iskierki.
- Za kilka godzin przyjedzie po mnie taksówka i zawiezie do „La Cagouille”, gdzie zamówiłam stolik na 21.00. Jan zjawi się tam prosto z wydawnictwa, nie będzie miał czasu zajrzeć do domu. Zatem, zacznijmy przygotowania.
Sięgając po suknię przywołała wspomnienie dawnego, ale przede wszystkim bardzo pociągającego wydarzenia sprzed lat z szafą w roli głównej. Kiedy mebel stanął w sypialni, taki stary i dystyngowany, Aura i Jan milcząc kontemplowali jego urodę. Drzwi szafy były lekko uchylone i wystawał z jej wnętrza jedwabny szal, o którym Aura zapomniała przed przeprowadzką do domu męża. Gdy Jan pchnął ciężkie podwoje, skrzypnęły cicho a z dębowego wnętrza wionął przyjemny, słodkawy zapach ambry, z leciutką nutą cynamonu.
- Chodź, zobaczymy, czy szafa ma duszę - szepnął Jan chwytając ją za rękę i wciągając do środka.
Stali blisko siebie. W niemal absolutnych ciemnościach szafy zrzuciła suknię i naga zsunęła się do jego kolan; jej piersi delikatnie otarły się o ubranie mężczyzny. Zanurkował palcami we włosy Aury i głaskał pieszczotliwie po głowie a wąskie, kobiece dłonie powolnymi, płynnymi ruchami, nie spiesząc się, guzik po guziku rozpinały jego spodnie, aż poczuł ciepły dotyk delikatnych palców na nagim ciele. Wysupłał nogę z jednej nogawki, potem z drugiej, czując przesuwający się od goleni ku górze oddech żony. Zamknęła w uścisku jego biodra błądząc palcami po łuku pośladków, wślizgując się we wrażliwe wklęśnięcie miedzy nimi. Odruchowo stanął szerzej, lekko uginając nogi w kolanach. Zanurzyła twarz w zagłębienie wewnętrznej strony ud Jana wdychając zapach skóry, zalatujący cierpkimi ziołami, drażniący i wilgotny; zapach, z którym ciało stapia się w jedno, który nosi w sobie jakąś obietnicę. Jedwabiste, chłodne kule jego jąder wspierały się na zamkniętych powiekach klęczącej a po jej czole przesuwał się cudownie znajomy kształt. Uniosła brodę i kule stoczyły się wprost ku wargom, zatrzymując na niespokojnym, gorącym języku. Jan oddychał otwartymi ustami; wyplątał palce z jedwabistych włosów niecierpliwym gestem ściągając przez głowę koszulę. Język Aury, drażniący i ruchliwy, pełzł po mosznie w kierunku pośladków. Przystanął w połowie drogi, schował, aby po chwili tańczyć i drażnić koniuszkiem zakamarek między udami Jana. Mężczyzna nie wytrzymał, szarpnął ją do góry próbując w ciemności zajrzeć w oczy żony. Otoczył ramionami i długo całował. Delikatnie wymknęła się z uścisku prześlizgując nagimi pośladkami po udzie Jana. Przeginając się w pasie, oburącz schwyciła poprzeczkę na ubrania… Odszukał rękoma krzywiznę jej pleców i wbił się w Aurę głęboko. I tak kochali się w ciemności szafy; aż do spełnienia… Zaśmiewali się później nie raz, przypominając sobie jak nadzy, rozczochrani, wilgotni od potu stanęli przed szafą. Właśnie dokonał się jej chrzest.
Ciężkie drzwi skrzypnęły i Aura sięgnęła po suknię.
Dochodziła godzina 21.00. Wieczór był świetlisty i dojrzały, nasączony chłodną czernią przechylającą się ku nocy. Jan siedział w wygodnym fotelu w jednej z lóż restauracji „La Cagouille” i oczekiwał na przyjazd Aury. Lubił to miejsce, któremu blasku i oryginalności nadawały freski, kolumny, niezliczone obrazy na ścianach, a całości dopełniały stylowe meble i fotele nawiązujące do włoskiego baroku. Zatrzymał wzrok na kryształowych żyrandolach sączących przyciemnione światło, które opalizowało w zagłębieniach ciężkich, aksamitnych kotar. Nozdrza leciutko drażnił mroczny zapach morfinowej magnolii, przechylającej się w kryształowym wazonie na stole, w jego kierunku.
Restauracja rozbrzmiewała swingiem, wydobywającym się z sekcji instrumentów dętych, słodkich jak czarny cukier, sączących dźwięk wolno i zmysłowo. Billie Holiday, „All of me”. Kiedy dźwięki prawie całkiem ucichły, przemieniając się w jakąś fugę szmerów, zauważył Aurę. Szła ku niemu w prostej, długiej sukni z bladoszarego jedwabiu, opadającej na piersi zakładkami. Włosy, cudowne włosy Aury, rdzawo miedziane, świetliste, spływały swobodnie na plecy. Nagie ramiona przysłoniła kaszmirowym szalem. Emanowała od niej elegancka prostota połączona z pikantną, dojrzałą kobiecością. Patrzył na nią czule. Była po prostu piękna; piękna nie miarą według modelu wymagającego doskonałej symetrii kształtu i formy. Była kształtna, harmonijnie zbudowana, ale posiadała jeszcze coś nieuchwytnego, coś, czego nie mają lalki o skończonym pięknie. Tę ukochaną kobietę jakby rozświetlało jakieś wewnętrzne światło promieniujące ciepłem, mądrością i pełnią dojrzałej osobowości. Przemawiał każdy rys jej twarzy czy to sposób, w jaki pochylała głowę, unosiła brwi czy układała usta, a wszystko to mówiło o jej żywej inteligencji, wyrazistości charakteru i gorącym temperamencie. Mięsista wykładzina na podłodze tłumiła stukot obcasów, ale Jan znał nerwowy rytm jej kroków.
Widziała go już z daleka. Siedział założywszy nogę na nogę i jak zwykle palił fajkę. Zauważyła, że na dzisiejszy wieczór założył dystyngowany, flauszowy garnitur, a ciemne włosy przetykane srebrnymi nitkami, które zazwyczaj niesfornie opadały mu na kark i czoło, zaczesał starannie do góry.
Wyglądał niezwykle interesująco. Pociągała ją w Janie naturalność, skromność, bezpośredniość i humor. Miał niesamowity talent do przeobrażeń – potrafił pojawić się w wydawnictwie w wytartych dżinsach i z kilkudniowym zarostem, bez okularów, w tenisówkach. Zupełnie inny człowiek! Tylko ta sama skłonność do żartów- nie sposób było nie śmiać się w jego towarzystwie. I tylko ten sam wilczy apetyt na nią, którego nie umiał, nie chciał nakarmić.
- Witaj, Janie- drażniący zapach cynamonu na jego szyi.
Siedziała w swoim fotelu, wyciągnęła nogi, po chwili znów splotła je dyskretnie. Spod przymkniętych powiek patrzyła filuternie na Jana, kiedy składał zamówienie u młodego, chłopięco wyglądającego kelnera. Śniada skóra, trochę oliwkowa...
Zanim kelner zdążył oddalić się od stolika, zginając w pół gestem dobrze wyćwiczonej, zupełnie „niedzisiejszej” kurtuazji, Aura spojrzała przeciągle na Jana i szepnęła mu do ucha:
- Muszę coś załatwić, odbierz proszę, zamówienie, kiedy wróci tutaj ten słodki chłopak…
I zanim zdążył cokolwiek odpowiedzieć, o cokolwiek zapytać, dyskretnie zrolowała róg długiego, białego obrusa przykrywającego stół prawie do ziemi i wężowym ruchem wślizgnęła się pod nakrycie stołu.
- Auro….
- Ciii….
Siedział wciśnięty w przestrzeń wygodnego fotela czując, jak odskakuje klamra paska przy jego spodniach i śnieżnobiała koszula wysuwa się z rozporka a zwinne palce wyłuskują jeszcze zaskoczoną, zakłopotaną , ale już pobudzoną główkę. Jedwabisty, gładki wyprężył się w rękach Aury. Nakryła go wargami, pocałowała językiem, przygryzała delikatnie powodując uczucie ssania w podbrzuszu Jana. Przymknął oczy rozkoszując się dotykiem jej migdałków na zachłannym pieszczot łepku. Odpływał daleko. Tylko ona wiedziała, gdzie teraz był, tylko coś w jej ustach o tym wiedziało.
- Czy życzą sobie państwo coś jeszcze?- Dyszkant młodego kelnera wskazywał na to, że jest zdezorientowany nieobecnością kobiety.
Ssanie w podbrzuszu Jana spotęgowało się tym bardziej, że w tej samej chwili pod stołem Aura objęła go dłonią i intensywnie pieściła.
- Zimnej wody - Rozległ się szept spod obrusa.
Kelner w nienagannej liberii rozejrzał się i na wszelki wypadek dygnął. Stał teraz przed Janem sztywny, jakby kij połknął. Zniknęło gdzieś lekkie pochylenie w stronę klienta, serwetka przewieszona przez ramię zwisała smętnie. Jak urzeczony wpatrywał się w Jana. Czy coś słyszał…? Nabrzmiała tętnica szyjna chłopaka wyraźnie pulsowała.
Aura widziała spod stołu sznurowane buty kelnera. Obnażyła zęby i delikatnie chwyciła skrawek napletka męża, wolno zsuwając go ku nasadzie. Bawiła się jego napięciem, nasłuchiwała odgłosów znad stołu, jakby w nich kryła się wskazówka, czego w tej chwili pragnie. Jan jęknął i zakaszlał symulując podrażnienie w gardle.
- Tak, proszę karafkę zimnej wody- Wolno wyartykułował - To wszystko. Dziękuję.
Podciągnął obrus i napotkał spojrzenie Aury klęczącej miedzy jego udami. Nie spuszczając oczu z Jana ponownie nakryła go wargami a on wyprężył się zaciskając palce na poręczach fotela. Tryskał w jej gardło silnym strumieniem o posmaku gorzkich migdałów.
Dopiero widok karafki z zimną wodą , którą kelner stawiał na stole opamiętał go. Spod obrusa wychynęła roześmiana Aura, trzymając w palcach srebrną żmijkę bransolety.
- Leżała prawie pod nogami- W kąciku jej ust przycupnęła mleczna, gęsta kropla.
* Patrz: „Mój Demon”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz



Polecamy:
filmy porno
sex filmy
gry erotyczne
darmowe porno
sex fotki
Linki:
mamuśki
moje historie ero
sex ciuszki
myśle o seksie
laseczki
opowiadania
seksowne wpisy
szparki
poprostu sex
ero opowiadania